"Słoików" u nas nie ma i nie będzie

2014-05-05  12:01

Jacy jesteśmy my, Dolnoślązacy? Otwarci i gościnni - tak myślimy o sobie sami. A jak nas postrzegają inni? Czy w ogóle wyróżniamy się na tle mieszkańców innych regionów Polski?

 
Od kilku lat Centrum Monitoringu Społecznego i Kultury Obywatelskiej (instytucja kultury samorządu województwa) bada Dolnoślązaków, wypytując ich m.in. o ich styl życia, postrzeganie zabytków, życiowe aspiracje, uczestnictwo w kulturze czy poczucie przynależności. Wielomiesięczne badania kończą się raportami udostępnianymi na stronie internetowej centrum. Wyłania się z nich w miarę aktualny obraz mieszkańców naszego regionu i ich życia.
replica watches

Rozmowa z Anną Pacześniak, dyrektor Centrum Monitoringu Społecznego i Kultury Obywatelskiej, i Anną Bereś, specjalistką ds. badań w centrum

Lucyna Róg: Na pytanie, jacy są Dolnoślązacy, oni sami odpowiadają: "tolerancyjni, otwarci, gościnni". Przyznaję, że gdy przyjechałam tutaj kilka lat temu, owszem, doświadczyłam gościnności i otwartości, ale nie były to dla mnie cechy wyróżniające akurat Dolnoślązaków.

Anna Pacześniak: Te cechy to nasz autostereotyp, czyli to, jak postrzegamy sami siebie. Zupełnie nie mają one jednak odzwierciedlenia w tym, jak nas odbierają inni mieszkańcy Polski.

Tak widziani są wrocławianie, to właśnie w stosunku do nich funkcjonuje stereotyp, że są otwarci i pełni tolerancji dla innych. Nie przekłada się to jednak na obraz wszystkich mieszkańców regionu.

W Polsce mamy pewne wyobrażenie o góralach, Kaszubach czy mieszkańcach niektórych miast - o poznaniakach, krakowianach czy warszawiakach. Jeśli natomiast spytamy kogoś na Górnym Śląsku, Mazowszu czy Lubelszczyźnie, jacy są Dolnoślązacy, to przekonamy się, że nie mają oni jakiegoś ukształtowanego obrazu mieszkańców naszego województwa.

To konsekwencje naszej historii. Po drugiej wojnie światowej dokonała się tu całkowita wymiana ludności. Mieszkańcy regionu przyjechali tu albo zostali przywiezieni z najróżniejszych stron Polski i Europy, więc trudno mówić o jakichś cechach kojarzonych od wieków z Dolnoślązakami.
 
Blancpain Replica Watches

Z czego wynika taki, a nie inny autostereotyp Dolnoślązaków?

A.P.: Myślimy w ten sposób: skoro wszyscy tutaj po 1945 r. byliśmy nowi i pochodziliśmy z różnych stron, to nie mogło być inaczej, musieliśmy być otwarci i tolerancyjni.

Rzeczywistość wyglądała jednak inaczej. Po wojnie przez lata w wielu miejscowościach poszczególne grupy etniczne, narodowościowe i całe wsie, których mieszkańcom na Dolnym Śląsku udało się znów zamieszkać obok siebie, trzymały się razem. Rodzice wyklinali nawet młodych, którzy wybierali żonę czy męża pośród "obcych". Oczywiście nie wszędzie tak to wyglądało, ale daleko tu było jednak do powszechnej otwartości.

A.P.: Ten autostereotyp nie sięga tamtych czasów, raczej się do nich odwołuje. Dopiero w latach 90. XX w. zaczęliśmy na Dolnym Śląsku przypominać niemiecką przeszłość naszych ziem, ale także to, skąd pochodzą nasi dziadkowie, dlaczego tu trafili i jakie mieli tradycje, obyczaje, itd. To wtedy utrwaliło się przekonanie, że skoro tworzymy taką mieszankę, to musi z tego wynikać, że jesteśmy otwarci i tolerancyjni.

Mamy na to jakieś dowody?

A.P.: Proszę zwrócić uwagę, że na Dolnym Śląsku nie przyjęło się określanie przybysza spoza regionu mianem "słoika".

Sądziłam, że ma to związek ze "studenckością" Wrocławia, do którego młodzi przyjeżdżają nie tylko z całej Polski, ale i z Europy. Zależy nam na tym, żeby tu byli, więc nie wypadałoby obrażać ich "słoikiem".

A.P.: Warszawa też jest przecież miastem studenckim, a to w stolicy zaczęło się używać tego określenia. W Krakowie, również silnie akademickim, wprawdzie o "słoikach" się nie mówi, ale tam każdy wie, kto jest z tych Kowalskich, a kto z tamtych Nowaków, kto jest tu z dziada pradziada, a kto jest napływowy. Sama znam wiele osób z Dolnego Śląska, które przeprowadziły się do Krakowa i podoba im się tamtejsze życie. Podkreślają jednak, że nigdy nie poczują się tam w pełni u siebie, bo nie pochodzą stamtąd i czują to. A we Wrocławiu nowo przybyli po kilku latach zwykle są już zadomowieni i czują się wrocławianami.

Ale nie skupiajmy się tylko na Wrocławiu. O "słoikach" nie mówi też nikt w Legnicy, Wałbrzychu czy Zgorzelcu, a one studenckimi miastami są w dużo mniejszym stopniu lub wcale. Zresztą jeśli popatrzymy na migracje na Dolnym Śląsku, to jako region nie wyróżniamy się jakoś szczególnie pod względem napływu nowych mieszkańców. Nie ma ich ani znacząco więcej, ani mniej niż w innych województwach centralnej i zachodniej Polski. Moglibyśmy więc mieć swoich "słoików", a nie mamy.

Czyli autostereotyp znajduje potwierdzenie w rzeczywistości?

A.P.: Nie, tak jednoznacznej tezy nie można postawić. Pokazuje to zresztą nasz raport o autorytaryzmie Dolnoślązaków*. Badani pytani o różne kwestie wiążące się z otwartością wyrażali wiele wątpliwości, często takie, które były wyraźnie sprzeczne z tym, co wcześniej deklarowali. Dopytywani o brak konsekwencji uciekali w odpowiedzi typu: "wszystko zależy od konkretnych ludzi".

I tak np. otwartość mierzymy choćby stosunkiem do mniejszości. Pytaliśmy więc Dolnoślązaków, czy zgodziliby się, żeby ich zięć czy synowa był Żydem, Arabem, Niemcem albo osobą czarnoskórą. Co ciekawe, zdecydowana większość nie miałaby nic przeciwko temu, by ich dziecko związało się z Niemcem czy Rosjaninem, ale już na ateistę nie patrzyłaby z taką przychylnością.

Nie mamy też problemów ze sprzedawaniem nieruchomości Niemcom, co było kwestią bardzo żywo dyskutowaną w latach 90., czy jeszcze 10 lat temu, gdy wchodziliśmy do Unii Europejskiej. Dzisiaj przyzwolenie na to na Dolnym Śląsku wyraziło 84 proc. (średnia polska to 79 proc.).

Nasze liberalne podejście pokazuje też np. to, że osiągamy jeden z najwyższych wyników, jeżeli chodzi o przyzwolenie na przerywanie ciąży w pierwszych tygodniach jej trwania. To 62 proc. na tle około 52-procentowej średniej ogólnopolskiej. Ale już naszym stosunkiem do związków homoseksualnych (45 proc. na "tak" dla homoseksualnych małżeństw) czy adopcji dzieci przez partnerów homoseksualnych (18 proc. za) nie wyróżniamy się jakoś szczególnie.

Faktycznie, bardzo to wszystko niejednoznaczne.

A.P.: Na ten cały obraz nałóżmy jeszcze dwie kwestie. Pierwsza to wyniki badań obcokrajowców - podkreślali oni, że w porównaniu z mieszkańcami innych regionów Polski, z którymi mieli styczność, Dolnoślązacy są bardziej otwarci, uśmiechnięci, kolorowo ubrani i mający "amerykański styl bycia", czyli utrzymujący optymizm i okazujący go, nawet kiedy nie wszystko idzie dobrze.

Inną kwestią jest to, o czym czytamy w mediach i sami możemy obserwować, czyli napaści i pobicia na tle rasistowskim czy przypadki zakłócenia imprez, głównie liberalno-lewicowych, przez ruch narodowy.

Nie jest więc tak dobrze z tą naszą tolerancją, jak się nam wydaje, ale też nie można powiedzieć, że w micie o otwartości Dolnoślązaków nie tkwi ziarno prawdy.

Zaskoczyło mnie to, że Dolnoślązacy pytani o skojarzenia z Dolnym Śląskiem odpowiadają przede wszystkim: "Wrocław".

Anna Bereś: Takie odpowiedzi mieszkańców to domena tych regionów, które nie mają jednej silnej marki.

Wydawałoby się, że kandydatów na nią mamy wielu: od misia ślężańskiego, którego kilka lat temu próbowano promować, przez Karkonosze, Stawy Milickie, Ducha Gór itd.

A.B.: - Paradoksalnie jest ich po prostu za dużo. Badani wprawdzie najczęściej odpowiadali: "Wrocław", ale wskazywali także na góry i poszczególne zabytki - zamki, pałace, kościoły i katedry itp. Nie byli jednak w stanie wskazać jednego symbolu Dolnego Śląska.

A.P.: Trzeba też pamiętać, że kiedy w badaniu pojawia się pytanie: "Z czym się panu/ pani kojarzy się Dolny Śląsk?", badani wskazują rzecz najbardziej oczywistą, tę, która jako pierwsza pojawia im się w głowie. Ale gdy badający zaczyna wymieniać np.: zamek Książ, Kościół Pokoju w Świdnicy czy opactwo w Lubiążu, to wszyscy badani je znają i przyznają: "Tak, to rzeczywiście jeden z symboli naszego regionu". To trochę jak z testami konsumenckimi. Jeśli zapytam panią, ile zna pani keczupów, to pewnie wymieni pani trzy. Ale kiedy podam pani nazwy 20 marek, to pewnie okaże się, że kojarzy pani 16 z nich.

Za dwa lata Wrocław będzie stolicą kultury. Z państwa badań wynika jednak, że nadal nie wyróżniamy się szczególnie pozytywnie pod względem udziału w kulturze. Daleko nam i do miasta kultury, i do regionu kultury.

A.B.: Najczęściej wychodzimy do kina. Dużo rzadziej wybieramy się do filharmonii, opery czy teatru. Tłumaczymy się brakiem pieniędzy, bo udział w kulturze pociąga za sobą koszty - nie tylko biletów, ale także dojazdów. Wymaga także poświęcenia czasu.

A.P.: Dla wielu osób jednak to jest zasłona dymna. Przypomnijmy sobie etos inteligentna z lat 70. czy 80. Moje pierwsze skojarzenie to niewielkie mieszkanie po sufit wypełnione książkami. Panowało przekonanie, że co jak co, ale na książki to musi wystarczyć. Hierarchia potrzeb była inna niż dzisiaj. Teraz nie jest niczym wstydliwym mówienie: "Do filharmonii czy teatru chodziłem, kiedy byłem w szkole, a teraz nie mam na to czasu". Słyszę to np. od moich studentów. Mówią też, że nie czytają książek dla przyjemności, a wyłącznie te fachowe, bo na to też nie wystarcza im czasu. Myślę, że w ten sposób wysyłają sygnał: Mam takie tempo życia, które nie pozwala mi na udział w kulturze, muszę robić karierę, zająć się drugim etatem, dużym projektem, stażem, zdobywaniem nowych umiejętności itd. Nie zawsze jest to prawda, bo na inne przyjemności znajdujemy czas, a na kulturę wysoką nam go brakuje.

Czy jest zatem coś, co nas, Dolnoślązaków, w sposób znaczący odróżnia od ludzi z Mazowsza czy Lubelszczyzny? Nie pytam już o autostereotypy czy to, jak na nas patrzą inni, ale o rzeczywistość.

A.B.: Jesteśmy może nieco bardziej liberalni w sferach obyczajowych, ale nie jest tak, że to nas szczególnie wyróżnia spośród wszystkich Polaków.

A.P.: Nie mamy takich cech, które by nas mocno odróżniały od Polaków z innych regionów. Może tylko mówimy czystszą polszczyzną, co także wynika z historii. Kiedy pierwsi osadnicy przybyli na Dolny Śląsk, nie chcieli się wyróżniać, więc bardzo dbali o to, by ich język nie zdradzał, skąd pochodzą.
 
Rozmawiała Lucyna Róg.

**Raport "Otwartość kulturowa oraz poziom autorytaryzmu Dolnoślązaków na tle innych regionów Polski" powstał na podstawie badań przeprowadzonych w 2012 r. Ten i inne raporty można przeczytać na stronie centrum - http://cmsiko.pl.
 

Materiał jest częścią cyklu: "Tożsamość Dolnoślązaka - Unia Wielu Kultur" Gazety Wyborczej Wrocław, ukazującego się w Magazynie z Dolnego Śląska.

Materiał publikowany jest w ramach porozumienia zawartego pomiędzy Dolnośląską Kulturą i Sztuką i Gazetą Wyborczą we Wrocławiu.

----
Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
Zdjęcia: Agencja Gazeta

 
Najbliższe wydarzenia
https://www.traditionrolex.com/30