Nasza misja to promocja [MIESIĘCZNIK ODRA]

2014-12-06  20:13

Czym jest poetycka chińszczyzna? To produkt stworzony niezbyt wielkim kosztem, oparty na popularnych wzorcach, trafiający do przekonania szerokiej grupy odbiorców. Jak T-shirt z cienkiej bawełny, spakowany do foliowego woreczka ręką wprawnego chińskiego robotnika w ciągu zaledwie kilku sekund.

Czym jest poetycka chińszczyzna? To produkt stworzony niezbyt wielkim kosztem, oparty na popularnych wzorcach, trafiający do przekonania szerokiej grupy odbiorców. Jak T-shirt z cienkiej bawełny, spakowany do foliowego woreczka ręką wprawnego chińskiego robotnika w ciągu zaledwie kilku sekund, wiersz taki na pierwszy rzut oka nie powinien zdradzać niskiej jakości, wynikającej z pośpiesznego przygotowania i nietrwałości zużytego materiału. Niestety zazwyczaj zdradza – nawet dzieci znają pojęcie chińskiej zabawki, która zazwyczaj nie wytrzymuje pierwszego kontaktu i zasila pojemnik przeznaczony na plastikowe odpady, dzięki któremu z radością włączamy się w święto światowego eko-recyclingu. Chińszczyzna spełnia swoją istotną rolę w budowaniu więzi społecznych, które gwarantują działanie rynku światowego. Chińszczyzna stanowi także najpewniejsze spoiwo giełdy kulturalnej.

Oto ze stron Magazynu Świątecznego „Gazety Wyborczej” jak chiński złoty kot przynoszący szczęście macha do nas łapką wiersz Tadeusza Dąbrowskiego – wybrany przez Jarosława Mikołajewskiego. Wiersz Nic się nie stało napisany został zgodnie z zasadą masowo obecnie produkowanych maneki-neko, najczęściej umieszczanych w witrynach restauracji, by – jak sama nazwa wskazuje – zapraszać czy też wabić klientów. Oczywiście w przypadku tekstu poetyckiego chodzi o specyficzny rodzaj klienteli. Większość czytelników świątecznej „GW” zapewne poznaje najwyżej ten jeden wiersz w tygodniu; chodzi więc przede wszystkim o to, żeby zachęcić, a nie zmęczyć. Wiersz Dąbrowskiego wprawdzie jest długi, ale nosi wszystkie cechy poetyckie, jakie stanowią estetyczną dominantę „polskiej szkoły poezji” –wypromowanej i edukacyjnie utrwalonej głównie dzięki wysiłkom Czesława Miłosza. Utwór zwraca się przeciwko szeroko rozumianej społecznej niesprawiedliwości – bez konkretnego kontekstu, co pozostaje zgodne z zasadami poezji ezopowej. Efektem jest znaczeniowa mglistość, niedookreślenie, wieloznaczność, nie komplikująca treści przekazu, ale umożliwiająca czytelnikowi wypełnienie niedopowiedzeń w dowolny sposób, co pozwala na wieczną aktualizację znaczeń. Dzisiaj poezja taka przydaje się, bo krytykę życia społecznego można dzięki niej rozumieć tak w kategoriach lewicowych, jak i prawicowych, tak umiarkowanych, jak i radykalnych, rewolucyjnych, jak i zachowawczych. Tekst piętnuje popkulturę i związany z nią konsumpcyjny przemysł, korumpujące młodzież masowe środki komunikacyjne, zastępujące prawdziwe więzy społeczne spreparowanymi (Internet, gry komputerowe), przepisowo biada nad świata kiepską kondycją kulturalną i intelektualną, słowem – spełnia wszystkie oczekiwania, które współczesny, wykształcony w Polsce czytelnik może wiązać ze współczesną poezją. Nic się nie stało to przy tym rzecz przejrzysta, na sposób iście miłoszowski dająca poczucie zakorzenienia we wspólnym świecie; zwraca się do czytelnika przez konfidencjonalne „ty”, w zwykłych słowach opisuje poranek zwykłego Polaka: Tu, gdzie sarny, niedźwiedzie, wiewiórki i dziki pełne/ oczu z przodu i z tyłu przebiegają ci przez/ pościel (…). Niedźwiedzie i wiewiórki, kombajn i Batman, pięć galonów piwa i plaster bekonu… Zwykłość, zwłaszcza kiedy na rozmaite sposoby przywołuje do wiersza naturę i popkulturę, wzmaga jego specyficzną urodę, wpisuje poezję w kontekst współczesności („dziki pełne” to nie marka piwa!) W końcu – last but not least – w wierszu pojawia się Bóg! I to wcale nie w roli deus ex machina, ale jako narzędzie poezji! Tytuł – Nic się nie stało – w prosty sposób informuje nas, że jak to nic się nie stało, skoro subtelnie i cały czas nieszczęście się dzieje, a my milczymy wobec nieuchronnie nadciągającej katastrofy (oczywiście chodzi o wojnę). Taki tytuł nadaje całości wymiar głębokiej, historiozoficznej ironii, którą „polska szkoła poezji” odziedziczyła po Żagarystach i która zwłaszcza w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku wydawała się nieodzowna. Niczym boski wehikuł wiersz przenosi więc nas do czasów, kiedy poezja była piękna i miała znaczenie. Napisany został przy tym z rozmysłem w poetyce, którą dział kultury „GW” wydaje się promować. Jej użyciu patronuje intencja budzenia czytelniczych sumień – uwrażliwiania na trudne aspekty życia społecznego, uświadamiania uśpionych w skomputeryzowanym świecie, wyzutym z refleksji i prawdziwych pragnień. Poezja więc wychowuje: uczy jak być dobrym, świadomym, wrażliwym, głęboko myślącym obywatelem. To właściwie w porządku… Cóż zrobić jednak, kiedy wiersz Dąbrowskiego straszy jak chiński kot w najwyższych emocjach budowaną, groteskową puentą: I oto / zjawia się poezja, i pcha do ucieczki jelenia / tuż przed maską twojego auta, jabłku każe zerwać / się z gałęzi, światłu zakiełkować i rozsadzić łupinę / nocy, mężowi pomyśleć o żonie w trakcie / masturbacji, samolotom dolecieć, a pieszym dojść do celu (…). Ten cytat doskonale zdaje sprawę z tego, jak poeta poczyna sobie z przerzutniami, które tu przynoszą skutki stawiające włos na głowie. Myk z maneki-neko polega na tym, że nie potrzebujemy właściwie nic, aby zbudować sobie pojęcie o tajemnicy szczęścia. Oto jest, macha do nas łapką, nawołuje... Podobnie – nie potrzebujemy prawie nic, żeby rozumieć poezję Dąbrowskiego: poeta dba bowiem o to, by jej wspólnotowe znaczenia rozumiały się same przez się, tak jak… masturbacja. Rubryka Wiersz jest cudem, prowadzona przez Jarosława Mikołajewskiego w „Magazynie Świątecznym GW”, posłużyła w tym wypadku promocji, którą da się zrozumieć tylko na jeden sposób – jako (zupełnie zbędną, jeśli o Dąbrowskiego idzie) promocję autora.
*
Nagroda Kościelskich, którą niegdyś otrzymał Tadeusz Dąbrowski, a której jury w ciągu ostatnich kilkunastu lat znacząco ujednoliciło swoje wybory, potrafi zaskoczyć. Nowa książka Krzysztofa Siwczyka, poemat w dziewięciu częściach zatytułowany Dokąd bądź, wydany w jednym z ulubionych wydawnictw jury Kościelskich „a5”, odbiega raczej od modelu, do którego to gremium zdążyło przyzwyczaić publiczność. Zainteresowanie Siwczyka pracą w samym języku – jak to się zwykło mówić – uparte tworzenie wierszy tak gęstych i wielowątkowych, że przestają jakkolwiek odnosić się do tej makiety wspólnej rzeczywistości (rozumianej „realistycznie”, opiewanej kontemplacyjnie), na którą powołują się krytycy związani z „polską szkołą poezji”, powinno właściwie eliminować go na trwałe z naszego poetyckiego mainstreamu (jeżeli coś takiego istnieje). Chciałoby się, żeby poemat coś w poetyce Siwczyka zmienił – takie przynajmniej przesłanki wydają się towarzyszyć przyjaznym lekturom tomu, takim jak Piotra Matywieckiego w „Więzi” czy Michała Szymańskiego w „Dwutygodniku”. Podobnie brzmi uzasadnienie wyboru w komunikacie Kościelskich, w którym zauważa się najpierw kondensację poetyckiej wyobraźni, a potem jednak dojrzały projekt z pogranicza literatury i życia. Ten komunikat właściwie mógłby brzmieć także: „Wszelkie odniesienia do rzeczywistości – upewniające nas co do tego, że istnieje świat, nasz wspólny świat, z naszym drzewem, orzechem i wiewiórką, co do granic i reguł którego pragniemy mieć całkowitą pewność – przyjmiemy z ulgą”. Podobnie w recenzjach krytyków z tego tomu pojawia się oczekiwanie na dziecko, uspokajające spożywanie owocu i może najważniejsze Vade mecum Norwida – proponowane jako punkty odniesienia, czy też punkty jasności w zawiłym poetyckim tekście, którego długość i stopień skomplikowania może napawać każdego zrozumiałym lękiem. Czy taka „jasność” (promienista) wystarczy, żeby nagrodzić poetę? Kiedy próbuję czytać poemat Siwczyka, mam wrażenie, że w końcu nie zaszła tu znacząca zmiana – poza wzmagającym się miejscami rozproszeniem skondensowanego języka, które powoduje, że zamiast niszczących sensy dygresji uzyskujemy bardziej konkretny obraz. Siwczyk pozostaje, tak jak był, Siwczykiem. Oczywiście zdania długie, mniej naładowane wypracowanymi metaforami, rozbijającymi wszelkie przedstawienia dosłownie w puch; zdania o prostszej, bardziej narracyjnej składni, nadają wiele wdzięku pomysłowi na poezję tego autora. Jeżeli w ramach „polskiej szkoły poezji” uwzględniano by więcej poetyk niż przysłowiowe trzy – jeżeli w (słabo istniejącym) poetyckim mainstreamie uwzględniono by po latach szkołę linii Ashbery’ego-Sosnowskiego – to trzeba by podtrzymać jakoś powracającą przy okazji Siwczyka tezę, że założenia tej właśnie szkoły w swojej twórczości najbardziej konsekwentnie on realizuje. W bardziej albo mniej udany sposób; w Dokąd bądź w sposób bardzo udany. Decyzja Kościelskich wydaje się tym bardziej tajemnicza. Tajemnica ta jednak właśnie sprawia, że Dokąd bądź zyskuje naprawdę interesującą oprawę.

Joanna Orska

----

Źródło: Miesięcznik Odra

Miesięcznik Odra jest dostępny w Empikach, wybranych kioskach RUCHu oraz w Dolnośląskim Centrum Informacji Kulturalnej, gdzie Odrę można nabyć w promocyjnej cenie 8 zł, natomiast archiwalne numery miesięcznika cenie 5 zł.


https://www.traditionrolex.com/30