Do fryzjera z Popielskim, na golonkę z Mockiem

2014-09-24  12:12

Eberhard Mock powróci! W nowych powieściach, w serialu i w… muzeum.  Ale zanim się to stanie, w księgarniach już można kupić najnowszy kryminał Marka Krajewskiego „Władca liczb”. 

Marek Krajewski na spotkaniu autorskim /fot. Elżbieta Miśkowicz

- Choć to moja trzynasta książka nie jestem przesądny. Kiedyś byłem, unikałem czarnych kotów, ale teraz już nie – zastrzegał ze śmiechem Marek Krajewski podczas spotkania z czytelnikami.

„Władca liczb” miał swą premierę kilka dni temu. By nie zdradzać za wiele, powiedzmy tyle: jest rok 1956. Edward Popielski, znany już ze wcześniejszych powieści lwowski komisarz, na zlecenie dystyngowanego arystokraty poprowadzi dochodzenie we Wrocławiu, gdzie przeniósł się po wojnie. Siedemdziesięcioletni śledczy, zmagający się nieco z dolegliwościami niemłodego wieku i różnymi dziwactwami, pracuje w prywatnej kancelarii jako pełnomocnik procesowy, zbierający materiały dla swego pryncypała, mecenasa Becka. Zadanie, jakie powierzył mu hrabia, ma same zalety: intratne honorarium, niewielki stopień trudności i jest uderzająco podobne do obowiązków jakie wykonuje w kancelarii. Wystarczy tylko „przekonać” pewnych ludzi, by zeznawali na korzyść hrabiego. No tak, tak, ale to tylko pozory. Sprawa jest bardziej skomplikowana. Popielskiemu, detektywowi i matematykowi w jednej osobie, przyjdzie zmierzyć się z demonem zła. A kluczem do zagadki staną się liczby. Ciągi liczb. I miejsca z nimi związane. Miejsca, gdzie czai się zło w najgorszej postaci. Tytułowy Władca Liczb.

- Proszę się nie obawiać, nie piszę horrorów. W każdej mojej książce zagadki da się wytłumaczyć „naturalnymi” zdarzeniami, a nie siłami pozaziemskimi. Chodzi o to, że we Wrocławiu są pewne miejsce, które z racji swoich współrzędnych geograficznych, są szczególne. Lubię literaturę na styku horroru i powieści detektywistycznej – deklaruje autor.

Matematyka moja pasja

Marek Krajewski, z wykształcenia filolog klasyczny, ma też wielką słabość do… matematyki. Zanim zabrał się do pisania „Władcy liczb”, „powrócił” na Uniwersytet Wrocławski, by studiować matematykę i logikę, a gdy kilka lat temu jeden z dolnośląskich dzienników zadał pytania znanym wrocławianom kim by chcieli być, gdyby nie byli tymi, kim są, odpowiedział zdecydowanie: byłbym nauczycielem matematyki.

- Nauczycielem matematyki, a nie matematykiem, bo to jest duża różnica – podkreśla pisarz. – W tej dziedzinie jestem odtwórczy, a nie twórczy. Zauważył to niegdyś mój świętej pamięci profesor od matematyki w liceum, który podsumował to tymi oto słowami: „Krajewski, ty nie idź na matematykę, bo ty nie masz wyobraźni!”.

Jak się okazuje, co do tego ostatniego, profesor raczej nie miał racji. Na szczęście dla wiernych fanów twórczości Marka Krajewskiego. I nic nie zapowiada, żeby miało się to szybko zmienić. Autor publicznie zadeklarował, że będzie pisał co najmniej jedną książkę rocznie aż do swojej sześćdziesiątki.

- Mam 48 lat, czyli przede mną do napisania 12 powieści kryminalnych. Państwo czekają na taką rozrywkę i ja jej dostarczę – żartuje. – A potem trochę zwolnię tempo: będę pisał mniej i będę pisał książki z innego gatunku. Na przykład powieści historyczne, osadzając akcję w XVII wieku albo w czasach antycznych. Taki na przykład starożytny Rzym…

Muzeum z niekompletnie ubranymi damami

Na koniec informacja, która ucieszy czytelników tęskniących za Eberhardem Mockiem, głównym bohaterem pierwszych powieści Marka Krajewskiego. Niemiecki śledczy już wkrótce powróci! Autor planuje kolejną trylogię o Mocku (akcja książek będzie rozgrywać się przed wojną, w latach 1935-37), a pierwsza z nich będzie miała swą premierę za niespełna dwa lata. Książka wpisze się w obchody święta wrocławskiej kultury, jako że  w 2016 r. stolica Dolnego Śląska stanie się również Europejską Stolicą Kultury. Wcześniej, bo już w styczniu 2015 r., rozpoczną się zdjęcia do serialu o sprawach prowadzonych przez Mocka.

- Śmiało mówię, film będzie wkrótce, właściwie miniserial składający się z czterech odcinków – zapowiada autor. – Koprodukcja międzynarodowa, scenarzyści ze Szwecji, obsada jeszcze nieznana, ale wiem, że Eberharda nie zagra żaden polski aktor.

We Wrocławiu, w jednej z kamienic w Śródmieściu, powstanie też muzeum Eberharda Mocka. Mieszkanie komisarza zostanie urządzone według opisów z powieści. Będą meble art deco, popielnica z niedopalonym cygarem i szuflada w biurku z niekompletnie ubranymi damami, które Mock tak uwielbiał. Ma swoje muzeum w Londynie Sherlock Holmes, a w Ystad Kurt Wallander, bohater kryminałów Henninga Mankella, będzie miał i Mock na Dolnym Śląsku.

- Oczywiście nie porównuję się do Artura Conan Doyle’a, a mojego bohatera do Sherlocka Holmesa, ale porównując Londyn do Wrocławia proporcje są zachowane – mówi skromnie pisarz. – A swoich bohaterów, i Mocka, i Popielskiego, bardzo lubię. Chciałbym się z nimi spotkać naprawdę, porozmawiać. Mamy wiele wspólnego: na przykład z Popielskim „fryzurę”, a z Mockiem ulubioną potrawę – golonkę w kapuście.

Elżbieta Miśkowicz

 
Marek Krajewski – wrocławianin z urodzenia i wyboru. Filolog klasyczny, były wykładowca na Uniwersytecie Wrocławskim, od kilku lat zawodowy pisarz. Autor bestselerowych powieści kryminalnych z Eberhardem Mockiem i Edwardem Popielskim w rolach głównych, które tłumaczone były na kilkanaście języków. Laureat licznych nagród, między innymi Paszportu Polityki. Jego najnowsza powieść „Władca liczb” (Wydawnictwo Znak) ukazała się we wrześniu.
https://www.traditionrolex.com/30