Jeden region, cztery województwa. Czy warto to zmieniać?

2014-04-27  13:01

Przez 23 lata na Dolnym Śląsku funkcjonowały cztery województwa. Gdy połączono je w całość, nie brakowało kontrowersji. Dziś pojawiają się postulaty powrotu do tego stanu. Czy słuszne?

Zaraz po wojnie region był jednym województwem - wrocławskim. Zmienił to Edward Gierek, który chcąc rozbić lokalne układy polityczne, zreformował administracyjny podział kraju. Od 1 czerwca 1975 r. Polska miała więc 49 województw, a w naszym regionie pojawiły się trzy nowe. Do wrocławskiego dołączyły legnickie, jeleniogórskie i wałbrzyskie. Każde samodzielnie - na ile oczywiście pozwalała partia - decydowało o kierunku, w jakim się rozwijało, o budżecie, inwestycjach, stanowiskach w różnych instytucjach, itp.

15 lat temu czekała nas jednak kolejna rewolucja. Z 49 województw zrobiło się 16 (a początkowo zakładano nawet stworzenie tylko 12) - wszystko po to, by usprawnić zarządzanie, wzmocnić gminy i ograniczyć koszty, mocno odchudzając administrację poprzez zlikwidowanie wielu etatów.

- Pomysły na nowy podział kraju były najróżniejsze - wspomina prof. Jan Waszkiewicz, pierwszy marszałek województwa dolnośląskiego. - Myślano np. o tym, żeby połączyć legnickie z jeleniogórskim jako zachodniodolnośląskie. Dzisiaj to może dziwić, ale wtedy naprawdę trwały na ten temat dyskusje. W końcu zadecydowano o jednym dużym - dolnośląskim.

Nowe województwo powstało z wrocławskiego, jeleniogórskiego, legnickiego i wałbrzyskiego, a także częściowo z województw kaliskiego (gminy Dziadowa Kłoda, Międzybórz i Syców) i leszczyńskiego (powiat górowski).

- Kiedy obejmowałem stanowisko, gra o podział województwa już się zakończyła, ale atmosfera nie była najlepsza - przyznaje prof. Waszkiewicz. - Panowały mocno antywrocławskie nastroje, zwłaszcza w dawnych miastach wojewódzkich, które zostały zepchnięte do roli powiatowych. To, co im pozostawiono, było symboliczne. Nie wszędzie jednak tak to wyglądało. Niektóre ośrodki, jak Kłodzko czy Bolesławiec, wielkością porównywalne do Jeleniej Góry, przez lata nie mogły pogodzić się z tym, ile straciły na reformie gierkowskiej, więc w nowym podziale widziały dla siebie szansę. Trzeba było dogodzić wszystkim. Od samego początku postawiłem sprawę jasno: działamy razem, dla dobra wszystkich jako dla całości.

Bliższa ciału koszula

Czy integracja w pełni się udała? Co do tego samorządowcy nie są zgodni. W ubiegłym roku Sojusz Lewicy Demokratycznej zaczął promować pomysł powrotu do dawnych 49 województw, co miałoby - według lidera partii Leszka Millera - stworzyć nowe centra gospodarcze i dać szansę tym środowiskom, które transformację ustrojową przeżyły najgorzej. Jedni pukali się w głowy, pytając, kto będzie utrzymywał armię 49 nowych wojewodów, marszałków, komendantów policji i straży pożarnej, a do tego radnych i urzędników niższego szczebla. Inni jednak pomysłowi przyklasnęli. Prezydent Legnicy Tadeusz Krzakowski argumentował, że po 1999 r. wiele miast i regionów ogromnie straciło na znaczeniu i gospodarczo, bo za urzędniczymi stanowiskami, które skupiono we Wrocławiu, poszli przedsiębiorcy chcący zainwestować w regionie.

Zgadza się z tym Kazimierz Janik, jeden z najdłużej urzędujących wójtów na Dolnym Śląsku (gminą wiejską Zgorzelec kieruje od 1986 r.): - Za Wrocławiem jako stolicą nowego województwa było nas dwóch, ja i wójt Bolesławca. Przekonywaliśmy, że to dobra decyzja, bo duże województwo jest bardziej prestiżowe i więcej może. Byliśmy ciekawi, jak to będzie i wierzyliśmy, że mocne województwo oznacza zmiany na lepsze - wspomina. - Dzisiaj żałuję połączenia mniejszych województw. Uważam, że źle się stało. Jak mówi przysłowie, bliższa ciału koszula niż sukmana. Im bliżej jest władza, tym lepiej dla obywateli, dlatego że rządzący widzą, jakie są problemy mieszkańców i bardziej się starają, bo łatwiej ich rozliczyć. Dawniej wojewoda miał pod sobą 40 wójtów, burmistrzów i prezydentów, a nie 160. Logiczne jest więc, że łatwiej mu się było dogadać z mniejszą grupą, a przede wszystkim więcej o niej wiedział. Poza tym dziś mamy i wojewodę, i marszałka, więc i biurokracji jest więcej.

Wójt Janik podkreśla też, że przed laty łatwiej było załatwić różne formalności, gdy urzędy i instytucje były bliżej. - Łapało się za telefon i posuwało pilną sprawę do przodu, bo się znaliśmy. Do wojewodów było nam też najzwyczajniej w świecie blisko. To nie była, tak jak dzisiaj, cała wyprawa do Wrocławia, tylko zwykła, krótka wizyta, żeby coś ustalić.

Wielu samorządowców narzeka również, że im dalej gminie do Wrocławia, tym bardziej "peryferyjne" są jej potrzeby dla stolicy województwa, a czasem nie są nawet dostrzegane z perspektywy wrocławskich gabinetów.

Centrum? Tylko Wrocław

Maciej Awiżeń, starosta kłodzki, przyznaje: - Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że nie należymy już do województwa wałbrzyskiego, tylko do dolnośląskiego. Sądzę, że nie znajdzie się w naszym powiecie samorządowiec, który powiedziałby inaczej. Z Wałbrzychem łączyło nas niewiele. Mieliśmy zupełnie inne problemy, inne zadania, żyliśmy innymi sprawami, jak choćby nasze uzdrowiska. Nic nas nie łączyło z przemysłem górniczym, który był tak ważny dla Wałbrzycha. Rozmijaliśmy się. Dlatego pomysły o powrocie do dawnych województw u nas nie trafiają na podatny grunt.

Zdaniem Awiżenia powinniśmy jednak dążyć do rozdzielenia części władzy na mniejsze ośrodki. - Cała administracja nie musi być we Wrocławiu. Część instytucji może przecież działać w Legnicy, Jeleniej Górze czy Wałbrzychu, dla których to byłby pozytywny impuls - zaznacza. - Wrocław powinien jednak zostać stolicą jednego, dużego województwa, bo tylko on ma predyspozycje do pełnienia funkcji centrum jako duży ośrodek kulturalny, naukowy czy gospodarczy. Podzielenie regionu na mniejsze jednostki tego nie zmieni.

- Oczywiście odczuwamy, że im bliżej Wrocławia, tym bardziej wszyscy żyją przede wszystkim jego sprawami, natomiast w samym Wrocławiu mniej żyje się problemami Głogowa - przyznaje Rafael Rokaszewicz, starosta głogowski. - Ale podobnie było i w poprzednim podziale administracyjnym. My zawsze byliśmy na krańcu województwa, czy to należąc do legnickiego, czy teraz do dolnośląskiego. I zawsze traktowano nas może nie po macoszemu, ale trochę jak dalekiego krewnego. Postrzega się nas przez pryzmat KGHM, na zasadzie: "mają hutę, to sobie poradzą", co oczywiście nie jest wobec nas sprawiedliwie. Ale staramy się to zmieniać. Wiele przecież zależy od naszej aktywności. Nie zgadzam się z tezą, że województwo jest wrocławskocentryczne, pochłaniając większość możliwych funduszów. Jest to naturalne, że Wrocław jako największe miasto proporcjonalnie wykorzystuje dużo środków z wojewódzkiego budżetu czy zewnętrznych, ale my także z nich korzystamy. Mamy np. na Dolnym Śląsku program modernizacji centrów kształcenia zawodowego. Jako powiat jesteśmy jego drugim największym beneficjentem - po Wrocławiu.

Janisław Muszyński, były wojewoda wrocławski (w latach 1990-91), zauważa: - Obserwuję w naszym regionie problem z ośrodkami, które nie są tak aktywne jak inni i pod wieloma względami zostają z tyłu, co dobrze widać, zwłaszcza gdy porówna się ich z sąsiadami. Samorząd województwa powinien bardziej je wspierać, bo trudno oczekiwać, że same sobie poradzą. Oczywiście trzeba to robić mądrze - zaznacza. - Martwi mnie także to, że w ostatnich latach centralna władza traktuje mieszkańców "per noga", a to przenosi się na niższe szczeble. Ludzie przestają wierzyć, że coś od nich zależy i stąd może też pojawiające się poczucie, że duży region niewiele im daje.

Kto Ty jesteś? Dolnoślązak

Czy zawirowania z różnymi województwami przeszkadzały w budowaniu tożsamości Dolnoślązaków - tak ważnej w regionie, w którym zaledwie 69 lat temu doszło do całkowitej wymiany mieszkańców? Zdaniem Anny Pacześniak, dyrektor Centrum Monitoringu Społecznego i Kultury Obywatelskiej, nie bardzo. - Reformy administracyjne i zmiany granic województw mają ograniczony wpływ na kształtowanie się tożsamości regionalnej, bo w przypadku wielu województw są zabiegiem sztucznym - tłumaczy Anna Pacześniak. - Często taki, a nie inny układ granic województwach wynika z kalkulacji ekonomicznych, bywa argumentowany politycznie czy ideologicznie i niekoniecznie wypływa z przesłanek historycznych czy kulturowych.

Zdaniem dyrektor Centrum fakt, że nasza tożsamość regionalna jest ciągle na etapie kształtowania się, to po prostu skutek długotrwałego poczucia tymczasowości powojennych pokoleń. Nasi dziadkowie i rodzice nie czuli się u siebie, więc absolutnie nie było mowy o tym, by nazywali siebie Dolnoślązakami i tak o sobie myśleli.

- Poczucie tymczasowości znacznie osłabło, ale nie od razu po 1989 r. podjęto intencjonalne działania, by tożsamość regionalną tworzyć i umacniać - mówi Anna Pacześniak. - Dopiero reforma z 1999 r. i utworzenie dużego województwa dolnośląskiego pociągnęły za sobą programy i działania władz wojewódzkich, które miały wspomóc kształtowanie się więzi z regionem zamieszkanym przez trzy miliony ludzi. W tym sensie nie można zatem powiedzieć, że zmiany granic województwa nie miały żadnego wpływu na kształtowanie się tożsamości Dolnoślązaków, ale przecenianie tego faktu byłoby błędem.

Prof. Waszkiewicz zaznacza: - Od początku wiedziałem, że musimy postawić na budowanie tożsamości. To była droga do powodzenia jednego województwa. Dlatego tak szybko zajęliśmy się herbem i flagą Dolnego Śląska. Przyznaję też, że bardzo pomagała mi "Wyborcza", choćby akcjami "Oddajcie, co nasze", kiedy razem z czytelnikami domagała się zwrotu zabytków zagrabionych z naszego regionu po wojnie, czy dołączaniem do gazety naklejki "Jestem Dolnoślązakiem". Widziałem je później na samochodach w całym województwie. To był naprawdę potrzebny gest. Później przez lata brakowało podobnych działań ze strony władz województwa.

W ostatnim czasie jednak urząd marszałkowski finansuje wiele publikacji i innych akcji, które w zamierzeniu mają pomóc w budowaniu naszej tożsamości. I tak np. Muzeum Etnograficzne wydaje książki "Mom jo skarb", w których przypomina m.in. o tradycjach, rytuałach i potrawach pierwszych mieszkańców powojennego Dolnego Śląska. Dofinansowywane są także audycje radiowe, programy telewizyjne i teksty prasowe, które pokazują, jacy byli i są Dolnoślązacy.

** Historyczne granice Dolnego Śląska nie pokrywają się z administracyjnymi. Poza terytorium województwa dolnośląskiego to także tereny lubuskiego, opolskiego i fragment wielkopolskiego oraz południowa część księstwa nyskiego, dzisiaj w granicach Czech. 

Lucyna Róg

 

Materiał jest częścią cyklu: "Tożsamość Dolnoślązaka - Unia Wielu Kultur" Gazety Wyborczej Wrocław, ukazującego się w Magazynie z Dolnego Śląska.

Materiał publikowany jest w ramach porozumienia zawartego pomiędzy Dolnośląską Kulturą i Sztuką i Gazetą Wyborczą we Wrocławiu.

----
Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
Zdjęcia: Agencja Gazeta

Ongoing within the tradition of Webster Clay Ball, BALL swiss replica watches aspires to fabricate probably the most accurate mechanical watches in the world, ruggedized to be used by individuals living, play and work in truly adverse conditions. Within the new millennium, BALL Watch salutes its heritage having a series that can take the professional watch to some bold new level that is believe it or not than the usual revolution in contemporary the Cartier replica watch making industry. The Engineer Hydrocarbon collection includes a 7,500 G pressure shock resistance, a -40 degree Celsius temperature rating, along with a 12,000Am magnetic resistance.

https://www.traditionrolex.com/30