Gdzie na Dolnym Śląsku jest najpiękniej? (1)

2014-04-12  13:01

Tajemnicze tunele z II wojny światowej, najstarsza część Wrocławia czy może urocze pałace w Kotlinie Jeleniogórskiej - wybieramy najpiękniejsze miejsce Dolnego Śląska. Przedstawiamy 10 propozycji i zapraszamy do głosowania. Część  druga – w poniedziałek. 

Arboretum w Wojsławicach

Zanim powstało arboretum, w Wojsławicach był romantyczny park, założony przy rezydencji rodu von Anlock w latach 20. XIX w.

www.besttime.me

60 lat później właścicielem tego 150-hektarowego majątku ze zdziczałą już wtedy zielenią został śląski ziemianin Fritz von Oheimb. Był wielkim znawcą roślin i miłośnikiem niełatwych w uprawie rododendronów (różaneczników). Podobno kilka lat wcześniej, lecząc astmę w Szwajcarii, omal nie zginął w czasie alpejskiej wędrówki. Życie uratowały mu wtedy gęste zarośla róży alpejskiej, czyli właśnie rododendronu, które zatrzymały upadającego. I stąd jego ogromna sympatia do tej rośliny.

Prof. Tomasz Nowak i Hanna Grzeszczak-Nowak, autorzy monografii o wojsławickim arboretum, podkreślają, że Fritz von Oheimb potraktował teren parku jak żywy obraz. ''Jego ramy tworzyły olbrzymie buki, kasztanowce, lipy, cisy, sosny oraz sędziwe dęby - pozostałości dawnego założenia ogrodowego. Na tle ciemnej zieleni drzew iglastych, jaśniejsze w tonacji drzewa liściaste miały pogłębiać perspektywę. Pionowe kolumny srebrzystych świerków kłujących zamykały całość kompozycji. Wnętrze 'swojego obrazu' wypełnił grupami drzew, krzewów i roślin zielonych, atrakcyjnymi kolorystycznie o każdej porze roku'' - piszą.

Ogród do końca życia był wielką pasją Oheimba, który chętnie dzielił się nią z odwiedzającymi. W 1920 r. miał tu ponad 4 tys. krzewów w 300 odmianach. To on jako pierwszy na Śląsku uprawiał w gruncie, bez osłon na zimę, klony palmowe, a jego kolekcja tych roślin w 1924 r. liczyła około 50 okazów. Kilka z nich rośnie w arboretum do dzisiaj.

Jak zaznaczają państwo Nowakowie, właściciel ogrodu bardzo cieszył się, gdy udało mu się zdobyć nową roślinę, np. odmianę grzybienia Mrs. Richmond. W swoim pamiętniku napisał wtedy, że takiej nie miał nikt w całych Niemczech. Zapłacił za nią aż 100 marek. Suma była to zawrotna, bo wówczas np. wstęp na zabawę z orkiestrą w Niemczy kosztował 30 fenigów.

Po śmierci Oheimba w 1928 r. pochowano go w ogrodzie, a jego najstarszy syn zrezygnował z kariery dyrektora czterech górnośląskich kopalń, by przejąć zarządzanie ogrodem, który był wówczas bardzo popularny i odwiedzany przez wielu gości. Po wojnie rodzina musiała opuścić Wojsławice, a ogród przechodził w różne ręce, stopniowo niszczejąc i ubożejąc.

W 1977 r. Komisja Ogrodów Botanicznych i Arboretów w Polsce nadała mu rangę arboretum, a sześć lat później cały obiekt wpisano do rejestru zabytków kultury. Od 1988r. Arboretum w Wojsławicach jest filią Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu Wrocławskiego.

Od tego czasu ogród rozwija się - powiększono jego powierzchnię, a pracownicy zrekonstruowali stawy, wytyczyli nowe alejki i nasadzili wiele nowych roślin, które opatrzyli tabliczkami z informacjami.

Obecnie w arboretum rośnie ponad 8 tys. roślin (w tym 3,5 tys. bylin),  m.in. tak ukochane przez Oheimba różaneczniki - żółte, amarantowe, białe, fioletowe, kremowe, w kolorze fuksji, pomarańczy, różowe i łososiowe, wszystkie kwitną na przełomie maja i czerwca, kiedy najlepiej jest wybrać się do ogrodu.

Możemy tu też zobaczyć kolekcje narodowe, czyli najbogatsze, odpowiednio udokumentowane, wzorcowo oznaczone i prowadzone przez specjalistów systematyczne kolekcje roślinne. Wojsławickie arboretum ma ich kilka. Poza różanecznikami to także kolekcja rodzaju Acer (klon), kolekcja starych odmian Malus (jabłoń), kolekcja roślin okrywowych i kolekcja roślin wodnych.

Patek Philippe Replica

Cmentarz żydowski przy ul. Ślężnej we Wrocławiu

Stary Cmentarz Żydowski od 13 lat jest udostępniany zwiedzającym jako Muzeum Sztuki Cmentarnej. To jedyna na terenie Wrocławia zachowana nekropolia z przełomu XIX i XX wieku. Przewodnicy oprowadzają tu zainteresowanych w każdą niedzielę o godz. 12 (od kwietnia do końca października), opowiadając nie tylko o pięknie architektury i zieleni tej nekropolii, ale także o żydowskich mieszkańcach Wrocławia.

Pod koniec XIX w. w mieście mieszkało około 18 tys. Żydów. Byli elitą miasta, odnosili sukcesy w handlu, bankowości, kulturze, nauce i polityce, wielu było bardzo związanych z miastem. Przeżyli więc szok, gdy do władzy doszedł Hitler i zaczęły się prześladowania.

W ostatnich latach XIX w. konieczne stało się stworzenie nowego miejsca pochówku dla żydowskich zmarłych, cmentarz przy ul. Gwarnej przestał wystarczać. Dlatego w 1856 r. powstała nekropolia przy dzisiejszej ul. Ślężnej.

 Groby na cmentarzu przy ul. Ślężnej przetrwały do dzisiaj dzięki staraniom Macieja Łagiewskiego, dyrektora Muzeum Miejskiego, który na początku lat 80. zajął się ratowaniem nekropolii, napisał jej monografię i przygotował wielką wystawę poświęconą dziejom wrocławskiej gminy żydowskiej.

Docenił on piękno tego cmentarza, który jest niepowtarzalnym zespołem rzeźby nagrobnej i małej architektury. Wśród 12 tys. nagrobków (na obszarze 4,5 ha) znajdziemy zarówno te tradycyjne, gęsto stawiane macewy, jak i odważne w formie i monumentalne rodzinne pomniki nagrobne.

''W tych ostatnich widać wpływy architektury niemal wszystkich okresów: od starożytności przez średniowiecze i secesję, aż do modernizmu. Bogata jest także zastosowana symbolika, zarówno świecka, jak i religijna'' - czytamy na stronie internetowej cmentarza.

 

Dolina Pałaców i Ogrodów

Czeka tu na nas prawie 30 wspaniałych obiektów rycerskich i szlacheckich. To średniowieczne wieże mieszkalne, zamki, renesansowe dwory, barokowe pałace i XIX-wieczne założenia pałacowo-parkowe. A wszystko to na obszarze około 100 km kw. między Rudawami Janowickimi a Karkonoszami, w Kotlinie Jeleniogórskiej. To miejsce wyjątkowe, nie tylko w skali Polski.

Angelika Marsch, autorka książki ''Kotlina Jeleniogórska dawniej i teraz'' podkreśla, że kto raz był w tej części naszego regionu, ten szybko nie zapomni widoku majestatycznego grzbietu górskiego Karkonoszy wraz ze Śnieżką, wzgórz pokrytych lasem i fascynujących krajobrazów. ''Już w okresie romantyzmu, gdy wraz z zafascynowaniem przyrodą stawały się coraz modniejsze wędrówki górskie, Karkonosze wraz z Kotliną Jeleniogórską cieszyły się szczególną popularnością jak prawie żaden inny krajobraz na północ od Alp'' - pisze autorka.

Rodziny arystokratyczne przed wiekami nabywały tu dobra ziemskie i wznosiły swoje rezydencje. To miejsce cieszyło się także sympatią domu panującego Hohenzollernów. Dlatego powstawały tu coraz liczniejsze pałace i zameczki z parkami i ogrodami. Wznoszono je według projektów najbardziej uznanych architektów.

Dlatego też dzisiaj Dolina Pałaców i Ogrodów to jeden z najbardziej znanych produktów turystycznych Dolnego Śląska, a 11 z jej zabytków zostało ogłoszonych pomnikami historii. Jest wśród nich pałac w Karpnikach, w którym letnie miesiące spędzał książę Wilhelm (brat pruskiego króla Fryderyka Wilhelma III) ze swoją rodziną. Jest także pałac w Łomnicy, który powrócił do rodziny von Küsterów - jego przedwojennych właścicieli, którzy nie przestraszyli się zrujnowanego zabytku i zainwestowali w jego odbudowę. Jest i Bukowiec, który pod koniec XVIII w. kupił hrabia Friedrich Wilhelm von Reden i zachwycony tutejszym krajobrazem jako członek komisji Królewskiej Manufaktury Porcelany dbał o to, by licznie przyjeżdżali tu rysownicy i na podstawie tego, co tu widzą, przygotowywali wzory dla malarstwa na porcelanie.

Zwiedzający tutejsze zabytki, są zachwyceni ich wnętrzami i architekturą, ale także historiami i legendami wiążącymi się z rezydencjami i ich właścicielami. To choćby słynna opowieść o Kunegundzie z Chojnika, córce odważnego, ale i lekkomyślnego kasztelana, który założył się, że objedzie konno zamkowe mury. Jak łatwo się domyślić, runął w przepaść, a że zamek zbudowano na stożku granitowym o wysokości 260 m, kasztelan nie miał szans na przeżycie upadku.

Po jego śmierci córka złożyła śluby, że rękę odda tylko temu, kto spełni zakład ojca. Podobno przez lata u podnóża zamku życie skończyło wielu dzielnych kawalerów. Któregoś dnia na dziedziniec przybył piękny młodzian, który tak zachwycił Kunegundę, że chciała nawet złamać swe śluby. Ten jednak uparł się, że przejedzie konno zamkowymi murami. I słowa dotrzymał. Gdy rozradowana Kunegunda rzuciła mu się w ramiona, w myślach planując już ślub, czekało ją ogromne rozczarowanie. Nieznany rycerz oświadczył, że poddał się próbie tylko po to, by pomścić innych kawalerów, a ręki Kunegundy wcale nie chce. Odjechał więc w siną dal, a zapłakana Kunegunda nie mogła się z tym pogodzić i rzuciła się w przepaść.

Dziś turyści odwiedzający zamek pokazują sobie skałę z zagłębieniem, które ponoć ma być miejscem, gdzie odbiły się pośladki upadającej Kunegundy. Jeśliby dać wiarę akurat tej części legendy, można by się zastanawiać nad gustami ówczesnych kawalerów. Bo córka kasztelana nie należałaby do najszczuplejszych panien, eufemistycznie rzecz ujmując.

Przed zwiedzaniem zabytków Kotliny Jeleniogórskiej, warto zajrzeć na stronę internetową Fundacji Doliny Pałaców i Ogrodów Kotliny Jeleniogórskiej, która dba o tę część regionu. Znajdziemy tam wiele ciekawostek i informacji o aktualnych wydarzeniach - koncertach, pokazach, jarmarkach i innych imprezach organizowanych w zabytkach.

 

Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa na Śląsku w Jaworzynie Śląskiej

Na turystów czeka tu największa zachowana na Śląsku parowozownia wachlarzowa i ponad 50 lokomotyw: polskich, niemieckich, austriackich, angielskich i amerykańskich, a także około 50 wagonów, żurawie kolejowe i pług odśnieżny. Kolekcja pokazująca tabor od 1890 r. do lat 70. XX w zajmuje 1,5 km torów.

Są tu także maszyna parowa, dźwig, kolekcja motocykli Harley-Davidson, urządzenia dawnej drukarni, legendarny komputer Odra i makieta kolejowa w skali H0 sterowana autentycznymi urządzeniami zabezpieczenia ruchu kolejowego.

Muzealną ciekawostką jest ciemna szafka pełna diapozytywów. Na szklane tafle naniesiono czarno-białe fotografie z przełomu XIX i XX w., mapki, wykresy, rysunki - wszystko, co jest związane ze środkami transportu, a zwłaszcza z koleją. Są tu pierwsze lokomotywy i wagony, tunele, koleje linowe, podziemne, kopalniane, pojazdy szynowe na specjalnych wąskich oponach Michelin, krowy na torach czy fragmenty linii, którą inż. Ernest Malinowski budował w Peru.

Kiedyś z przezroczy uczyli się studenci wrocławskiej Królewskiej Wyższej Szkoły Technicznej (Koenigliche Technische Hochschule). Potem przejęła je Politechnika Wrocławska, a wiekowe slajdy wyświetlano studentom aż do lat 70., gdy w wielkim przedwojennym rzutniku popękały soczewki, których już nikt nie umiał naprawić. Uczelnia przekazała je więc muzeum.

W Jaworzynie Śląskiej zbudowano też drezynę do jazd rekreacyjnych dla zwiedzających i otwarto Mini Muzeum Zabawkarstwa Samochodowego, kolekcję zabytkowych samochodów oraz salę poświęconą historii sportu motocyklowego na Śląsku. Są też wystawy starych narzędzi stolarskich i radioodbiorników, a w zabytkowych wagonach można obejrzeć wystawę o roli kolei w przesiedleniach ludności po drugiej wojnie.

Muzeum Przemysłu i Kolejnictwa na Śląsku jest częścią Szlaku Zabytków Komunikacji, który poza tą placówką tworzą także Muzeum Powozów w Galowicach i Muzeum Motoryzacji Topacz w Ślęzie. Każde z nich zgromadziło kolekcję niezwykłych pojazdów, które mówią o zmieniających się przez 300 lat sposobach podróżowania. Między muzeami kursuje amerykański, szkolny autobus.

 

Ostrów Tumski we Wrocławiu

Jeszcze w XIX wieku Ostrów Tumski był niewielką wysepką na Odrze. W 1824 r. zasypano jednak odnogę rzeki przecinającą pl. Katedralny po jego wschodniej stronie i Ostrów stracił wyspiarski charakter, nie tracąc jednak nic ze swojego uroku.

Tylko tu spotkamy jeszcze latarnika, pana w cylindrze i pelerynie, który zapala i gasi 103 gazowe latarnie, a przy okazji pozuje turystom do zdjęć i opowiada o historii dawnej wyspy. Łagodne i nastrojowe światło latarń sprawia, że Ostrów Tumski to częste miejsce spotkań zakochanych, którzy lubią jego romantyczną atmosferę.

A na pamiątkę i symbol swojej miłość zawieszają na moście Tumskim kłódkę, najczęściej ze swoimi imionami i datą. Nie do końca podoba się to Zarządowi Dróg i Utrzymania Miasta, który argumentuje, że kilogramy kłódek obciążają przeprawę i most szybciej się niszczy pod naporem tysięcy takich dowodów miłości. Nie da się jednak zaprzeczyć, że właśnie dzięki nim most Tumski jest tak popularny i chętnie fotografowany.

 Przed wiekami pełnił inną funkcję - był granicą, za którą obowiązywała jurysdykcja kościelna, a przedstawiciele władzy świeckiej, także książęta, musieli zdejmować nakrycia głowy, przekraczając most - o czym przypomina Beata Maciejewska w ''Spacerowniku Wrocławskim''.

Na moście Tumskim mijali słup graniczny z herbami biskupstwa, żeby nie było wątpliwości, kto rządzi na Ostrowie Tumskim. Od 1504 r. (do 1810 r.) sąd miejski nie mógł nawet ścigać przestępców, którzy przekroczyli most. Tutaj owi grzesznicy mogli się starać o azyl.

Spacer po Ostrowie Tumskim to prawdziwa uczta dla oczu. Możemy tu podziwiać piękną architekturę zbudowanych przed wiekami okazałych domów dostojników kościelnych, kanoników kapituły katedralnej i kolegiackiej, a przede wszystkim same świątynie - choćby zbudowaną z rozmachem w XIII w. katedrę, w której nie wiadomo, na czym skupić wzrok, tak wiele jest tam do oglądania. Możemy tu podziwiać m.in. wspaniałe barokowe stalle ozdabiające prezbiterium, piękne grobowce i epitafia, a także ambony, liczne rzeźby i płaskorzeźby czy witraże przedstawiające m.in. świętych i błogosławionych.

Nie zawiedziemy się także, przestępując progi kolegiaty św. Krzyża, kościoła św. Idziego czy kościoła św. Marcina. Na temat każdej ze świątyni powstało wiele książek i albumów, które szczegółowo opisują ich architekturę i wyposażenie. Warto do nich zajrzeć, by docenić kunszt artystów przez wieki zasilających swoimi dziełami kościoły Ostrowa Tumskiego.

Turyści odwiedzający ten zakątek Wrocławia zawsze zatrzymują się też pod Bramą Kluskową, gdzie mają okazję usłyszeć legendę z przestrogą. Otóż przed wiekami we wsi pod miastem żył pewien wdowiec, który wracając z targu, przysnął pod kościołem św. Idziego na Ostrowie Tumskim. Przyśniła mu się zmarła żona. Była to kobieta dobra, porządna, gospodarna, a do tego fantastyczna kucharka. Choć w niebie czuła się szczęśliwa, to jednak smutno jej było patrzeć na męża, który tak bardzo za nią tęskni. We śnie powiedziała mu więc, że odtąd codziennie będzie dostawał misę pełną jej najlepszych klusek. Był jednak warunek: naczynie będzie się nimi wypełniało każdego dnia, o ile mężczyzna zawsze będzie zostawiał w nim jedną kluskę. Gdy więc wdowiec obudził się, ujrzał przed sobą dar prosto z niebios - misę pełną cieplutkich, dymiących jeszcze klusek. Spałaszował je z radością, bo nikt nie gotował tak dobrze jak jego żona. Kiedy na dnie misy pozostała ostatnia kluska, wdowiec nie potrafił pohamować apetytu. Już miał ją na łyżce, gdy ta odfrunęła do góry na bramę i skamieniała. I tam pozostała do dziś. A misa nigdy już nie wypełniła się jedzeniem, choć podobno chłop często w nią zerkał z nadzieją.

Lucyna Róg

 

Zobacz część drugą

 

Materiał jest częścią cyklu: "Tożsamość Dolnoślązaka - Unia Wielu Kultur" Gazety Wyborczej Wrocław, ukazującego się w Magazynie z Dolnego Śląska.

Materiał publikowany jest w ramach porozumienia zawartego pomiędzy Dolnośląską Kulturą i Sztuką i Gazetą Wyborczą we Wrocławiu.

----
Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław
Zdjęcia: Agencja Gazeta

 
https://www.traditionrolex.com/30